Jeszcze świętowanie trwa. Ponieważ cisza tu trwała długo, to dzisiaj korzystam z możliwości przerwania jej. Czas dziwny, trudny, pogmatwany.
Chyba w styczniu olśnił mnie projekt TEN. Jak to u mnie bywa zachwyt studził brak znajomości angielskiego. Czasem najprostsze kawałki, przetłumaczone translatorem, stają się absurdalnie zagmatwane. Dobra, biorę - zobaczymy. Zaczęłam - po dość krótkim czasie stwierdziłam, że muszę zmienić włóczkę - ta jakby za wiotka na ten projekt. Na szczęście miałam nitkę przecudnej urody (jak mawia mistrz Poniedzielski), zakupioną na Drutozlocie (przedostatnim) u Slaviki - dobra. Całkiem prosto nie było, tak jak przewidywałam, Na szczęście nauczyłam sie prosić o pomoc - poprosiłam, dostałam (dziękuję Marleno, dziękuję Urszulo). Jest, udało się. Został do zrobienia kołnierz - trzeba było odłożyć. Przyplątała sie choroba na kilka dni i pojawił się projekt do testowania mojej ulubionej Hani. Zgłosiłam się - a choroba wróciła, powaliła mnie na dni kilkanaście. Jak nieco siły odzyskałam to zabrałam się w pierwszej kolejności za testowy (bo termin). Tak więc od stycznia, do teraz trwały zmagania z Cozy Pulloverem. Teraz nie jest czas na zdjęcia (i pogoda i zakazy). Jakieś są, ale są. To się pochwalę. Włóczka jest trudna do złapania koloru, najczęściej robi sie niebieska za bardzo. Dam więc link do zdjęcia sklepowego, które najbardziej pokazuje kolor Buran.
Z procesu twórczego :)
Druty 2,75. Włóczka LESHY (80% merino, 20% silk. 100g/365 m
Jestem bardzo zadowolona, że zaryzykowałam. Teraz zaczęłam następny, dla siostry - jest nieco łatwiej, coś pamiętam :)